GILI MENO, GILI TRAWANGAN

Noclegi Gili Meno
Noclegi Gili Trawangan

Po długiej podróży na Gili Meno w końcu dotarłyśmy na miejsce i po długich poszukiwaniach udało nam się znaleźć mały kawałek raju czyli Diana Bungalows (tu opis naszych przygód >>>KLIK<<<).

nasz raj na ziemi Diana Bungalows
nasz domek
ciasne, ale własne 😉
Po zakwaterowaniu, prysznicu i krótkim odpoczynku postanowiłyśmy poszukać jakiejś ciekawej restauracji, a skoro jesteśmy na wyspie to interesowały nas owoce morza. A jak owoce morza, no to wypadało udać się w stronę portu. Nie chciało nam się jednak znowu obchodzić wyspę dookoła, więc ruszyłyśmy przez środek wyspy. Droga prowadziła przez jakieś krzaki, po drodze słyszałyśmy odgłosy różnych zwierząt, a że się ściemniało napędziły nam lekkiego stracha 😉 Ale doszłyśmy do celu. 
Gili Meno na mapie. 
Nasz raj znajduje się blisko jeziora. Szukajcie Diana Bungalows
Po krótkich poszukiwaniach trafiłybyśmy do restauracji, przed którą można było sobie wybrać jaki szaszłyk z  owoców morza ma trafić na grila. Wybrałyśmy kalmary. Do tego sok ze smoczego owocu. Całość nie była tania, ale w sumie warta swojej ceny (75 000 za szaszłyk + 25 000 za sok). Po kolacji wróciłyśmy do naszego domku brzegiem morza (przez krzaki nie miałyśmy odwagi) i padnięte poszłyśmyy spać.
nasze pierwsze jedzonko na wyspie Gili Meno
szaszłyk z kalmarami i pieczony ziemnak
sok ze smoczego owocu
Na drugi dzień pozwalamy sobie na długie spanie (do 9) i w końcu wstajemy wyspane. Śniadanie przygotowuje nam nasz gospodarz. Pyszniutkie śniadanie 🙂 Do wyboru miałyśmy naleśnika lub jafflesy. Każda wybrała coś innego.
niebo w gębie 😉
jadalnia
i widok z jadalni 🙂
Po śniadaniu był na czas na słodkie lenistwo. I tak, zgodnie z naszymi planami, miał upłynąć czas na Gili Meno. Na plażowaniu, pływaniu, objadaniu się. 
tak nam mijał czas na Gili Meno
Angelika uzupełniała notatki (że też jej się chciało ;))
Jednym z naszych odkryć na wyspie była restauracja Sasak Cafe. Cóż za pyszności oni tam podają… Do tego restauracja mieści się nad samym morzem, zatem widoki miałyśmy zagwarantowane. I tak Sasak Cafe zostało naszym jedynym miejscem, gdzie stołowałyśmy się (oczywiście prócz śniadań, bo te miałyśmy u siebie). 
Sasak Cafe – cudowne miejsce

z przepysznym jedzeniem
Zanim odkryłyśmy Sasak Cafe szukałyśmy długo i intensywnie jakiejś ciekawej restauracji. Z fajnym widokiem i dobrym jedzeniem. Na wielu blogach i kilku przewodnikach polecano Warung Yaya. Poszłyśmy tam. Miejsce ma swój urok, jedzenie też nie jest złe. Niestety, przynajmniej dla nas, mieli tam tylko typowe jedzenie Indonezyjskie (nasi goreng i tym podobne). Wiem, wiem, to nie wada, ale my szukałyśmy czegoś lokalnego z Lombok i Gili. I przede wszystkim: owoce morza! Co ciekawe, pierwszego dnia od właściciela Anna Bungalows usłyszałyśmy, że w Yaya jest bardzo dobre jedzenie, ale doradził nam, żebyśmy nie przyglądały się w jakich warunkach jest przygotowywane 😉
Warung Yaya
i nasi goreng z nieodłącznymi chrupkami 😉
Co nas zaskoczyło na Gili Meno? Brak morza 😉 Nie, nie moi drodzy czytelnicy. Nie wyparowało, ale od godziny 11 zaczynał się odpływ. I trwał tak gdzieś do godziny 16. Plusem odpływu było to, że można było sobie pochodzić “po wodzie” i pooglądać różne żyjątka.
a w czasie odpływu była szansa fotografowania takich stworzonek
A co oprócz plażowania? Spacery wzdłuż morza i zbieranie muszelek. Obejście wyspy dookoła zajmowało nam jakieś 1,5 godziny. Plaża w rożnych miejscach była albo piaszczysta, albo… składała się z pokruszonych muszelek i drobnych kamyczków. My w okolicy naszego bungalowu miałyśmy właśnie taką kamienistą. 
czy trzeba czegoś więcej?

tak wyglądało morze w czasie odpływu
a to jeziorko w pobliżu naszego bungalowu
Prócz spacerów wzdłuż morza, robiłyśmy sobie spacery w głąb wyspy. Na Gili Meno nie ma jakiś większych atrakcji do zwiedzania. Jest meczet, który wygląda na opuszczony, jest jakiś rezerwat ptaków (nie byłyśmy, bo cena biletu była kosmiczna, a nie zachwycało nas oglądanie ptaków w klatkach) i coś jeszcze, ale nie pamiętam co. Ale wyspa jest naprawdę urokliwa. Nie ma typowych dróg i chodników, nie ma samochodów, są za to bryczki. Jest dużo zieleni. I ludzie. Oczywiście turyści, ale też i tubylcy. Raz nawet trafiłyśmy na jakąś grę (coś w stylu palanta). Ludzie są tam uśmiechnięci i radośni, przyjaźnie nastawieni do turystów (wiadomo, z tego się utrzymują).
tak wyglądają drogi na wyspie
zabawy szczęśliwych dzieciaków 🙂
niesamowite drzewo z dwukolorowymi kwiatami
meczet
bryczka
ot taka restauracja. Nie skorzystałyśmy
Ceny na Gili Meno są ciut wyższe niż w całej Indonezji. Wiadomo wyspa. Najśmieszniejsza sytuacja jaką miałyśmy w czasie całego pobytu zdarzyła się w jednym sklepie. A było to tak: idziemy po wodę. Jest już po zmroku, jesteśmy już po kolacji, nigdzie nam się nie śpieszy. Wchodzimy do jakiegoś sklepu. Sprzedawcą okazuje się jakiś młody chłopaczek lat gdzieś ok 16. Pytamy się o cenę. Chłopaczek mierzy nas wzrokiem z góry na dół i podaje jakąś astronomiczną cenę 50 000rp. My się śmiejemy, bo wiemy, że cenę wziął z nieba. O też się śmieje, bo wie, że my wiemy. Pytamy się o puszkę coli i znowu podaje jakąś astronomiczną cenę z jeszcze większym uśmiechem. Rozbawione odchodzimy i parę metrów dalej kupujemy wodę za rozsądną cenę.
sklepy wyglądają tu niepozornie
Osobnym punktem naszego pobytu były nocne spacery po wyspie. Zapytacie się “po co szlajałyście się po nocy?. Niestety nie miałyśmy wyboru. Zmrok tu zapadał szybko, a zjeść trzeba było. I tak chcąc, nie chcąc musiałyśmy chodzić po jakiś krzaczyskach (no bo tu zabudowa jest dość luźna, a dróg tu nie ma) po ciemku. W dodatku Angelika to panikara, której ciągle się wydawało, że ktoś za nami idzie, albo ktoś nas śledzi, albo obok nas krążą jakieś duchy. Miałam ochotę ją za to zabić 😉 Ile ja przez nią straciłam nerwów. Na szczęście pomagała historia o Marianie (Angelika, pamiętasz?) ;))) 
Zachody słońca na Gili Meno są cudowne, zresztą jak w całej Indonezji. I ponownie miałam okazję pobawić się ustawieniami aparatu 🙂
O czym należy jeszcze wspomnieć? O pająkach. O olbrzymich, paskudnych, a zarazem pięknych pająkach. O tych stworzeniach wcześniej czytałyśmy na jakimś blogu, ale miałyśmy nadzieję, że żadnego nie spotkamy w czasie naszego pobytu. Płonne nadzieje. Nie szukałyśmy ich, ale pierwszego spotkałyśmy blisko Diana Bungalow, nad jeziorem zaraz na drugi dzień. Wielgachna pajęczyna i wielgachny pająk. Obok niego malutki, ale równie paskudny. Tego samego dnia odkryłyśmy, że za naszym oknem rozpościera się jeszcze większa pajęczyna, a na tej pajęczynie rezyduje wielonożne stworzenie. Brrrr. Od tego momentu okno pozostało zamknięte do końca naszego pobytu. Jakoś nie miałyśmy odwagi wziąć kapcia i ubić tego potwora. Bałyśmy się, że wtedy zacznie padać deszcz 😉
 może i są paskudne, ale cudowne też są 😉
ten znaleziony przy jeziorze
a tu “nasz” za oknem
i widziany z bliska
Ostatniego dnia na Gili meno postanowiłyśmy się wybrać na Gili Trawangan potocznie zwane Gili T.  Gili T jest najbardziej głośną, zabawową i rozrywkową wyspą ze wszystkich trzech. My postanowiłyśmy tam popłynąć na zakupy. 
Łódka wypływała o 8.00, ale oczywiście miała opóźnienie. Nawet nasz gospodarz mówił nam na śniadaniu, że nie warto się spieszyć, bo o 8, to dopiero zaczynają się pakować 🙂 Rejs trwał 20 minut i tak ok. 9 byłyśmy na Gili T. I po dwóch godzinach chciałyśmy wracać do naszego raju. Niestety łódkę powrotną miałyśmy dopiero o 15.00. Więc zmuszone szwendałyśmy się po uliczkach, wchodziłyśmy do sklepów, jadłyśmy lody, piłyśmy koktajle z owoców, itd. itp. Zrobiłyśmy niewielkie zakupy (głównie biżuterię), porobiłyśmy zdjęcia i z utęsknieniem czekałyśmy na powrót. W sumie szybko zaczęłyśmy żałować, że nie zostałyśmy na naszej wyspie.
uliczka na Gili T
jedna z atrakcji – meczet w budowie 🙂
wyspę można było zwiedzać na takich ciekawych rowerach. Nie skorzystałyśmy 😉

jeśli ktoś miał więcej czasu mógł skorzystać z nauki nurkowania. Często zdarzało się, że szkoła oferowała pierwszą godzinę gratis
można też zapisać się na kurs gotowania
my, jednak, wolałyśmy korzystać z kuchni jako klientki restauracji 🙂
a wolne chwile przeznaczyć na zakupy… ot choćby takich żółwików 
w porcie. Jak widać, nie tylko my chciałyśmy uciec z wyspy 😉

0 thoughts on “GILI MENO, GILI TRAWANGAN

  1. Jadłam kiedyś smoczy owoc, ale nie wiedziałam, ze można z niego zrobić sok… Chętnie bym spróbowała 🙂

  2. Marzy nam się podróż na Gili we wrześni/październiku – mam nadzieję, że uda nam się upolować jakąś promocję, trafić na tak piękną pogodę i po prostu wypocząć 🙂

  3. Plaża, dżungla, smaczne jedzenie, słońce i spokój… widzę że bym się tam odnalazł… taka chatka nad brzegiem morza gdzieś na końcu świata to coś dla mnie… 🙂

  4. Lazurowe morze, hamaczek, spokój i cisza, a do tego wszystkiego pyszne jedzonko- czego chcieć więcej! Zazdroszczę z całego serca tego "raju na ziemi"! Sama bym chciała taki odnaleźć 🙂

  5. Moi znajomi tam teraz są i mówią, że to raj na ziemi. Bynajmniej nie chce im się wracać do Polski. Ale dziwne, że Gili T. tak Wam się nie podobało. Może trzeba było iść na imprezę :P? Chociaż wiadomo, nie każdy lubi takie klimaty.

  6. Przyznam szczerze, że Gilis mnie w ogóle nie urzekły. A nawet skróciłam tam swój pobyt i pojechałam szybciej wspinać się na Rinjani na Lombok. Poplażować mogę, ale po dwóch dniach zaczynam się nudzić, snorkeling w okolicach wysp nie był zachwycający, na szczęście można było bez problemu spotkać żółwie. Nie jest to miejsce, które określiłabym mianem raju na ziemi, w dodatku byłam tam ze znajomymi, którzy wyspy odwiedzili parę lat wcześniej i byli w szoku ilu jest tam teraz turystów i jak się to, niekoniecznie na lepsze, zmieniło. Nie zdecydowałabym się tam pojechać ponownie 🙂

  7. Może to zależy od miejscówki? My znalazłyśmy oazę spokoju w Diana Bungalows, w dodatku byłyśmy totalnie wymęczone po miesięcznym podróżowaniu po Indonezji i takie lenistwo nam odpowiadało 🙂
    A tłumy turystów? Trochę ich było, ale najwięcej przy porcie, a my byłyśmy po drugiej stronie wyspy 😉

  8. Byłam na Gili 30 lat temu podczas kilkumiesięcznej wędrówki po Indonezji. Nie zachwyciły mnie. Widzę, że teraz bardziej rozwinięte … Wtedy mieszkałam w jakimś szałasie na Gili Meno- z dala od wszelkich siedzib ludzkich, bez prysznica, bez prądu, łazienki. Zamknęłam się na haczyk, bałam się. Sama jedna, dookoła żywej duszy i te pohukiwania przyrody… Pierwszy i ostatni raz w życiu żałowałam jakiejś podróży. Następnego dnia już wracałam, a po drodze …ulewa i wielkie fale. Źle to wspominam. Do tej pory nie rozumiem, co mnie tam pognało. Dobrze, że Lombok mnie nie rozczarował.

Skomentuj Szpak Szpakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *