IJEN

//wyprawa odbyła się w 2015 roku

Zapraszam na mojego fb: https://www.facebook.com/olazplecakiem/
Instagram: @olazplecakiem

Początek

Jazda w pobliże wulkanu Ijen była krótsza niż w okolice Bromo. W hotelu w Sempol Village byłyśmy o 20, ale wyjście na wulkan miało się rozpocząć o 1 w nocy. Zatem szybki prysznic (była ciepła woda!), bo chciałyśmy się przespać chociaż na te parę godzin.

Trasa

Na wulkan ruszyliśmy o 1 w nocy. Hotel przygotował nam suchy prowiant, więc nie musieliśmy się martwić o jedzenie. Do Paltuding Post (punktu wypadowego na Ijen) jechaliśmy około pół godziny. Następnie, z przewodnikiem, ruszyliśmy w stronę krateru.

Trasa liczy jakieś 5 km. Składa się z 2 km łagodnego podejścia, 1 km bardziej stromego. Po tych 3 km dochodzimy do domku, gdzie przebywają górnicy. Tam jest chwilę przerwy, można zaopatrzyć się w maski. Ostatnie 2 km to łagodne podejście po zboczu wulkanu. I tak dochodzimy do punktu widokowego, z którego można zobaczyć wnętrze krateru.

Wędrówka w nocy ma swój niepowtarzalny urok. Gwiazdy na niebie świecą bardzo jasno, widać drogę mleczną i wiele tzw. spadających gwiazd (czyli co 5 minut można wymyślać sobie życzenia ;)).

Gdy doszliśmy do punktu widokowego zobaczyłyśmy niebieskie ognie (mnie nie zachwyciły) i światła czołówek ludzi schodzących ku wnętrzu (niesamowity widok, lepszy niż te niebieskie ognie).

Wewnątrz krateru

I dopiero teraz zaczęła się najtrudniejsza część wędrówki. Zejście na dół krateru. Wierzcie mi schodzenie w dół jest trudne, a w nocy, gdy nie widać dobrze ścieżki jest bardzo trudne. Należy pamiętać, żeby zabrać ze sobą dobrą latarkę, najlepiej czołówkę (taka zwykła latarka może przeszkadzać, gdy szuka się punktu oparcia) i buty z podeszwą, która nie ślizga się po żwirku i kamieniach. Mi i Angelice wędrówka w dół zajęła sporo czasu. Przewodnika szybko straciłyśmy z oczu, ciągle gubiłyśmy ścieżkę. Jednak w końcu nam się udało i wtedy ujrzałyśmy niesamowity widok niebieskich ogni i kłębów dymu. Cudo.

W kraterze

Postanowiłam zejść na sam dół, jak najbliżej niebieskich ogni, ale pierwsza próba nie udała mi się, bo zawiał wiatr i odór siarki nie pozwolił mi oddychać. Szybko stamtąd uciekłam. Usiadłam w pobliżu, na skałkach, i razem z innymi ludźmi obserwowałam ciężką  pracę górników, którzy wydobywają tam siarkę. Ich praca jest nie do wyobrażenia. Do krateru chodzą tam i z powrotem, skacząc po kamieniach, w kaloszach, jak górskie kozice. W dodatku niosąc ciężkie kosze z siarką (niektóre ważą nawet 100 kg). I co jest nie do uwierzenia, tam na dole przeważnie pracują bez masek. 

o górnikach z Ijen

Po pewnym czasie, ponownie podjęłam próbę zejścia na sam dół, ale tym razem bardziej na to się przygotowałam czyli założyłam maskę chirurgiczną, dodatkowo owinęłam usta chustą. I udało mi się 🙂 Widok nie do opisania. 

Zafascynowana tym co się dzieje nawet nie zauważyłam, że zaczęło się rozwidniać oraz, że na dole prawie już nikogo nie ma. Czyli najwyższy czas wracać, ale z drugiej strony było tak pięknie, że ociągałam się jak tylko mogłam, bo im jaśniej było, tym bardziej widok oszałamiający. Okazało się, że w środku jest jezioro (!). Jak później wyczytałam, nie warto się w nim kąpać, bo ph tej cieczy wynosi poniżej 0,3 czyli dosłownie można się w niej rozpuścić. 

Powrót

Nadszedł czas powrotu. Na górę wchodziło się znacznie łatwiej, bo było jasno, ale i tak ciężko było znaleźć ścieżkę. Czasami się wydawało, że ścieżki nie ma, a jest tylko kupa kamieni 🙂 

 Po dotarciu na górę, po raz kolejny widok mnie zaskoczył. Miałam wrażenie, że znalazłam się w niebie, bo dookoła były chmury. Widoki nieziemskie. 

Schodzenie w dół do busa było już łatwe, zejście jedynie utrudniał drobniutki żwirek, na którym można łatwo się pośliznąć. 

więcej o wulkanie Ijen

W drodze na Bali

Po dotarciu do busa był czas na toaletę i zjedzenie śniadania. No i ruszyliśmy w stronę Bali. Oczywiście z naszym przewoźnikiem to nie była łatwa sprawa.

Po dotarciu do Ketapang (portu) wysiedliśmy z busa i czekałyśmy około godziny na nie wiadomo co. Bez żadnych informacji, jedynie nasz opiekun zebrał bilety i wciąż je liczył i ciągle coś mu się nie zgadzało. Jak w końcu doliczył się biletów ruszyliśmy na przystań i tam wysiedliśmy na prom na Bali.

Rejs trwał około godziny. Po zejściu na ląd zostaliśmy upchnięci do miejscowych busików i ruszyliśmy do Dempasar. Jazda trwała ok 4 godzin. Wysadzili nas w pobliżu jakiegoś dworca autobusowego. Tam każdy już poszedł w swoją drogę. Angelika i ja złapałyśmy bemo (mały rozwalający się busik) do Ubud (90 000 rp). I tak dotarłyśmy do celu. W Ubud na głównej ulicy, niedaleko Monky Forrest znalazłyśmy nocleg za 175 000 za pokój. I jedyne co nam pozostało to prysznic, kolacja (jadłyśmy w wegetariańskiej knajpie) i spanie. 

Przeczytaj o innym wulkanie w Indonezji: Bromo

21 thoughts on “IJEN

  1. Przypomniał mi się kadr z "Samsary". Akurat ten fragment filmu był zbyt emocjonujący, aby skupić się na walorach estetycznych miejsc, skąd się wydobywa siarkę.

  2. Niesamowite przeżycie. Właściwie to trudno mi to skomentować. Trochę zaparło mi dech w piersiach. Jakieś to wszystko po kolei surrealistyczne. Pewnie przez tą wędrówkę w nocy i ten niesamowity ranek. Pozdrowienia 🙂

  3. Czytałem już wiele relacji z wyprawy do tych kopalni, ale nigdy jeszcze nie widziałem zdjęć z tymi niebieskimi ogniami… świetna sprawa.

  4. Niesamowite przeżycie. Ale też jeden z najcięższych zawodów świata. Żałuję, że ominęliśmy Ijen, ale nie można być wszędzie. Akurat wtedy bardzo źle się czuliśmy. Następnym razem na pewno nie odpuszczę.

  5. Niesamowicie wygląda to miejsce. Szczególnie ten dymiący w oddali krater. Historie tych górników przetaczają się w ostatnim czasie przez net i kurcze, za każdym razem jak to widzę, cholernie mi żal, że muszą tam w takich warunkach pracować!

  6. Jaj, na niebiesko? Niezły czad. Wycieczka wydaje się być ciekawa, ale praca mordercza. Ciekawe czy Ci górnicy, gdyby nie musieliby tam pracować, kiedykolwiek zdecydowaliby się na taką wyprawę…

  7. To najlepsza rzecz jaką zrobiłam na Jawie. Obserwowanie tak ciężko pracujących ludzi też było sporym przeżyciem.

Skomentuj Podróże od kuchni Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *