KUBA – DZIEŃ 10 – wodospady i flamingi

Przejdź do DZIEŃ 11

Pobudka, śniadanie, które nie było dobre i wyjazd o 9.30 na flamingi, ogród i wodospady.
Zaczęłyśmy od flamingów czyli od Laguna Guanaroca. Wstęp 10 CUC, ale naprawdę warto. Nasza przewodniczka opowiadała nam o drzewach, ptakach, krabach i owadach. Potem łódką płynęłyśmy po lagunie. Widziałyśmy flamingi. Nie było to możne duże stado, ale i tak były piękne. Nasz „kierowca”, starszy pan, wpłynął do mniejszej zatoczki, gdzie pokazywał nam rożne kraby. Było sielsko i anielsko. Polecam.
Śmiesznie było, gdy Aga zapytała się czy tutaj jest głęboko. Pan wbił wiosło w podłoże i okazało się, że wody maksymalnie jest „po kolana”.

najpierw oglądałyśmy drzewa
ten mały ptaszek to koliber
zdjęcie kiepskie, ale ten ptaszek to Cartacuba czyli symbol Kuby
Aga z naszą sympatyczną przewodniczką
widok z wieży – Cienfuegos
drzewo Turysta – z powodu czerwonej, łuszczącej się „skóry”
gniazdo termitów
i ich ścieżki
nory krabów
i już na lagunie
Aga z naszym przewodnikiem
miejsce, z którego wypłynęliśmy
kormoran
flamingi
pelikany
i zatoczka z krabami
mały czerwony krabik, złapany przez naszego przewodnika. 
Minutę później był już na wolności
jaskrawo czerwony krab
i króciutki filmik z flamingami
Potem ogród botaniczny – Jardin Botanico Soledad czyli jeden z największych o typu ogrodów w Ameryce Łacińskiej. Wstęp 2,5 CUC. Nas nie zachwycił. Może dlatego, ze było gorąco. Pochodziłyśmy możne z pół godziny, z czego 20 min przesiedziałyśmy w cieniu drzew. Dla fanatyków tego rodzaju rozrywek.

Jardin Botanico Soledad
aleja ogrodowa porośnięta z obu stron palmami królewskimi

 

odpoczynek
i mała sesja 🙂

 

I na koniec El Nicho. W drodze na wodospady nasz kierowca urządził sobie wyścig po górskich, krętych drogach. A prowadził możne z 30 letnia ładę, która chyba nie miała sprawnie działających hamulców, bo w drodze powrotnej hamował silnikiem. Cóż, głupota ludzka nie zna granic.
El Nicho to była wisienka na torcie dzisiejszego dnia. Przepiękne widoki i wspaniale wodospady. Wstęp 9 CUC. W nieckach wodospadów można popływać. Cala trasa ma ok. 2 km. Najbardziej podobał nam się największy wodospad, ale Agnieszka zdecydowała wykąpać się w kolejnym. I tam nas złapał deszcz. Spędziłyśmy ponad godzinę w malutkiej jaskini. Po zejściu na parking okazało się, ze jesteśmy jednymi z ostatnich osób w parku i już wysyłano po nas człowieka, który miał nas szukać. Nas i dwóch Hiszpanów, którzy czekali aż przestanie padać w jaskini obok.

Sendero Reino de las Aguas
w drodze na wodospady
jeden z pierwszych
bije nam 😉
przecudny El Nicho
ta sesja kosztowała każdą z nas przemoczone spodnie
a tu możecie zobaczyć jaka to siła
i dalej w drogę
lekcja fotografowania 😉
ptaszek 🙂
Aga zastanawia się czy wejść do wody
pierwsze zetknięcie z wodą… no po prostu zdechlak jest i tyle 😉
a po chwili…
ławeczka
punkt widokowy
Po powrocie do casy spotkaliśmy Adriana i Pawła. Chłopaki przyjechali z Trynidadu. Wymieniliśmy doświadczenia z ostatniego tygodnia, zjedliśmy obiad w casie (taki sobie) i poszliśmy na miasto. Wypiliśmy jednego drinka w knajpce obok teatru, a potem przenieśliśmy się na drugiego drinka naprzeciwko, bo mieli tam muzykę na żywo. I tak zakończyliśmy dzień.

najlepsze diquri
w knajpie na Placu Martiego


Przejdź do DZIEŃ 11

12 thoughts on “KUBA – DZIEŃ 10 – wodospady i flamingi

  1. Twój wpis przypomniał mi moją podróż po lasach Makasutu w Gambii. Też miałam świetnego przewodnika a wyprawę dokładnie pamiętam po dziś dzień. Piękne zdjęcia, niesamowity klimat i bardzo zazdroszczę! 🙂

  2. Super wygląda ta Twoja Kuba! Zwykle jak oglądam zdjęcia stamtąd to widzę te same street arty w Hawanie i stare samochody. A tu proszę. Flamingi! Hit dzisiejszego dnia. (Zabrałam syna pierwszy raz do Warszawskiego Zoo) -)

  3. El Nicho jest piękne 🙂 Też się tam wykąpałam (choć było ziiiimno) i też złapał mnie tam deszcz, ale warto było 🙂

  4. Mała uwaga. Jeżdżąc po górach hamuje się głównie silnikiem. Hamulce stale używane przegrzeją się, a to bardzo przykra niespodzianka i może się to stać w każdym samochodzie, nawet z całkiem sprawnymi hamulcami. To taka rada, gdyby w przyszłości była potrzeba pojeżdżenia po górach. Zasada jest z grubsza taka, że zjeżdża się z wniesienia na takim samym biegu na jakim by się na nie wjeżdżało, a jeśli jest potrzeba zwolnienia redukujemy bieg o jeden stopień.

  5. tak, wiem, ale tu była zupełnie inna sytuacja. Facet ścigał się po górskich serpentynach mając rozsypujący się samochód, w którym połowa rzeczy nie działała. Całe szczęście, że ruch na Kubie jest niewielki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *