Przejdź do DZIEŃ 13
Kolejny dzień. Znowu pobudka. Śniadanie, które wg nas było to jedne z lepszych, jak do tej pory. Po śniadaniu chciałyśmy pojechać pociągiem na plantacje cukru. Właścicielka casy załatwiła nam transport na stacje kolejowa, rikszarza rowerowego.
Kolejny dzień. Znowu pobudka. Śniadanie, które wg nas było to jedne z lepszych, jak do tej pory. Po śniadaniu chciałyśmy pojechać pociągiem na plantacje cukru. Właścicielka casy załatwiła nam transport na stacje kolejowa, rikszarza rowerowego.
śniadanko
Przyjechałyśmy na stacje i okazało się, że dopóki nie uzbiera się wystarczająca grupa, to nie jedziemy. Teoretycznie o 9.30 pociąg miał wyruszyć. I własnie o tej godzinie przyszło najwięcej ludzi, ale wciąż brakowało 3 osób. Zatem jedna babka zaproponowała panu sprzedającemu bilety, ze każdy dopłaci o 1 CUC więcej i wyjdzie na to samo. Na co pan sprzedający powiedział, że już jest za późno i dzisiaj pociąg nie jedzie. Było 10 min po czasie….
Na szczęście pan rikszarz czekał na nas i zaproponował nam taksówkę na Valle de los Ingenios oraz Mirrador de la Loma del Puerto. Cena 25 CUC (później okazało się, ze przepłaciłyśmy o 10 CUC). Wycieczka krótka ok. 1,5 godziny. W Valle de los Ingenios zobaczyliśmy wieżę – olbrzymia siedmiopiętrową (45 m), w której każdy poziom rożni się kształtem i dekoracją. Trzy pierwsze są kwadratowe, cztery górne ośmiokątne. Wieżę wzniesiono w 1830 r, aby potwierdzić władzę sprawowaną nad dolina oraz aby można było obserwować niewolników.
nasza taksówka
taksówkarz ze swoim wnukiem
chwila odpoczynku od turystek 😉
wieża
schody tam są strome
chwila odpoczynku – Aga dostaje głupawki 😉
widok z wieży
Idąc w stronę wieży wzdłuż drogi rozlokowane są stragany handlarek, które oferują przepiękne obrusy oraz ręcznie szyte lniane ubrania. My poczyniłyśmy tu parę udanych zakupów. WAŻNE! Aby zakupy były udane należy się targować 🙂
stragany
Po wizycie w dolinie zostałyśmy odwiezione do Mirrador de la Loma del Puerto, miejsca z którego można zobaczyć cala dolinę. Widok ładny, ale jakoś nie zachwycał. Wspólnie uznałyśmy, że cała wycieczka nie była warta tych pieniędzy.
widok z Mirrador de la Loma del Puerto
sesja zdjęciowa
zaraz, zaraz, jak to było… każda wariatka, ma…. itd., itp. ;))
i znowu spotkałyśmy solenizantkę.
Tak na Kubie obchodzi się pełnoletność
widok z Mirrador de la Loma del Puerto, ale z drugiej strony
Witamy w Trinidad. Dziedzictwo Narodowe
Po powrocie poszłyśmy pozwiedzać muzea w Trynidadzie. Na pierwszy ogień poszło Palacio Dantego czyli Miejskie Muzeum Historyczne (1CUC). Nieduże muzeum z meblami oraz pamiątkami związanymi z dziejami rodziny Cantero, piractwem, plantacjami, handlem niewolnikami oraz wojnami o niepodległość. Zwiedzenie całości zajmuje niewiele czasu, ale warto tam wejść.
na ulicach Trinidadu
Miejskie Muzeum Historyczne
Kolejnym miejscem było Palacio Brunet czyli Museo Romantico z kolekcja mebli i pamiątek po najbogatszych miejscowych rodzinach. I też warto tam zajrzeć, szczególnie, ze wejście kosztuje 2 CUC.
Chciałyśmy jeszcze wejść do Iglesia Parroquial de la Santisima Trinidad czyli do Kościoła Trójcy Przenajświętszej, ale był zamknięty. Na pocieszenie pozostało nam chodzenie po miejscowych sklepach i straganach. I znowu trochę pieniędzy straciłyśmy.
Palacio Brunet
jest duże lustro, musi być słit focia 😉
Po takim łażeniu zgłodniałyśmy i postanowiliśmy poszukac czegoś do jedzenia. Znowu zapuściłyśmy się w dalsze rejony Trynidadu i znowu nic. Ponownie ok. 17 złapał nas deszcz. Tym razem schroniłyśmy się w sklepie z cygarami i rumem. Po jakieś pól godz. przeniosłyśmy się do baru naprzeciwko i zamówiłyśmy obiad. Pieczonego kurczaka i canchanchare czyli miejscowy koktajl składający się z rumu, wody, cytryny i miodu. Pyszny. Całość na dwie osoby wyniosła nas 18 CUC.
w poszukiwaniu dobrego jedzenia trafiłyśmy na:
szkołę
cukiernię
sklep
sprzedawcę owoców
no i dziwny znak
tak wyglądały ulice po deszczu
a tu raczę się najlepszym drinkiem
najlepszy drink na Kubie – canchanchara
Potem wróciłyśmy na sjestę do naszej casy.
Po 22 wybrałyśmy się posłuchać muzyki. Tym razem sprawdziłyśmy Casa de la Trova czyli teoretycznie miejsce występów lokalnych muzyków. Muzycy występowali, ale tancerzy brak, podobnie w kolejnym lokalu. Wiec chcąc nie chcąc zostały nam schody. Tym razem występy były kiepskie, tańców niewiele, więc szybko wróciłyśmy do casy.
Kuba… slyszalam i czytalam o niej wiele. Kiedys sie tam wybierzemy! Czy polecasz wyjazd na Kube z dzieckiem?
a jaki jest przelicznik CUC do PLN?
widoki rzeczywiście dają radę! uwielbiam punkty widokowe! 😀
A jaki jest przepis na ten drink? 🙂
Oficjalnie melduję, że po zobaczeniu tu kolejnego wpisu z magicznej Kuby jestem – oficjalnie – zakochana w tym kraju!!!! I co ja teraz mam zrobić????
Nic, tylko tam jechać 🙂
bardzo prosty:
2 miarki rumu Havana (biała)
1 miarka soku z limonki
1 miarka miodu (ja rozrabiam z gorącą wodą i robię taki syrop)
zmiksować i dodać do schłodzonej szklanki (najlepiej glinianej) z pokruszonym drobno lodem
akurat ten nas nie powalił, ale za to na drugi dzień odkryłyśmy taki, że wynagrodził nam wszystkie dotychczasowe rozczarowania
niestety nie mogę się wypowiedzieć. Pewnie wszystko zależny od dziecka
Pełnoletnia dziewczyna mnie urzekła, to dopiero nazywa się świętowanie! 🙂