Przejdź do DZIEŃ 19
O 8 miałyśmy umówionego kierowcę, który miał nas zawieźć do Castillo del Morro i do El Cobre. Koszt całej wycieczki 30 CUC.
O 8 miałyśmy umówionego kierowcę, który miał nas zawieźć do Castillo del Morro i do El Cobre. Koszt całej wycieczki 30 CUC.
nasza taksówka
widziane po drodze
Castillo del Morro został wpisany w 1997 roku na Listę Światowego Dziedzictwa. Twierdza powstała w 1637 r dla gubernatora Pedra de la Roki, w celu ochrony miasta przed napadami piratów. W 1997 r zamek został zamieniony na więzienie, ale 1898 r podczas ataków floty Stanów Zjednoczonych ponownie posłużył obronie.
Castillo del Morro
Do zamku warto się wybrać. Samo muzeum nie jest ciekawe, szczególnie dla osób, które nie potrafią czytać po hiszpańsku, ale widoki są przepiękne.
Potem bazylika El Cobre. Po drodze zatrzymałyśmy się na Placu Rewolucji.
Bazylika El Cobre jest to najsławniejsza świątynia na Kubie. Taka kubańska Częstochowa. Ładnie położona, ale nie robi jakiegoś większego wrażenia.
Główny obiekt bazyliki stanowi figurka Virgen del Cobre, czarnej Madonny, bogato odzianej w złote szaty. Figurka jest przechowywana w klimatyzowanej szklanej kasecie. W 1916 Virgen del Cobre została ogłoszona patronką Kuby, a w 1998 r została poświęcona i ukoronowana przez papieża Jana Pawła II.
Bazylika stanowi cel pielgrzymek z całej wyspy. W bazylice przechowywane są tysiące przedmiotów wotywnych m.in medal Nagrody Nobla otrzymanej przez Ernesta Hemingwaya, brody pozostawione przez rewolucjonistów, którzy wyszli cało z guerrilli w Sierra oraz przedmioty należące do matki Castro.
El Cobre
legenda o figurce
wota dziękczynne
Plac Rewolucji w Santiago de Cuba
nie ma to jak robić sobie zdjęcia na środku drogi 😉
Po powrocie z wycieczki, gdzieś ok. 14 poszłyśmy do centrum, aby coś zjeść. Aga wybrała swojego podłużnego pączka z nadzieniem, a ja wróciłam do wczorajszej knajpki na jakiś bardziej konkretny obiad. Tym razem wybrałam wieprzowinę. Nie była zła, a nawet lepsza od wszystkich zjedzonych na Kubie. Gdy chciałyśmy już wychodzić rozpadało się. I tak padało przez ponad dwie godziny, a my siedziałyśmy w knajpce i czekałyśmy aż przestanie padać.
Po powrocie do casy posiedziałyśmy na tarasie, a o 19 dostałyśmy obiadokolacje. Zamówiłyśmy u naszego gospodarza krewetki. Nie powalały i w dodatku była to porcja raczej na jedna osobę.
Po posiłku udałyśmy się z powrotem spacerkiem do centrum, aby posłuchać muzyki, wypić jakiegoś drinka. Przy Casa de la Trova zaczepiło nas trzech, tak na oko wyglądających, dwudziestolatków. Byli wstawieni i lekko agresywni. Aga udawała, ze nie rozumie hiszpańskiego, oni nie znali angielskiego, ale i tak nie chcieli się odczepić i zaczynało być nieprzyjemnie. Na szczęście akurat przechodziłyśmy obok hotelu w pobliży Parque Cespedes, wiec tam uciekłyśmy, bo Kubańczycy nie mogą wchodzić do hotelów dla turystów. Zobaczyliśmy, że na dachu jest drink bar, wiec wjechałyśmy windą na dach. I trafiłyśmy na przecudną panoramę miasta z pięknym zachodem słońca. Zamówiłyśmy po drinku i posiedziałyśmy tam trochę. Mile spędzony wieczór.
widok na Parque Cespedes
Potem spacerkiem wróciłyśmy do naszej casy, po drodze rozmawiając z Kubańczykami z naszej ulicy. Najśmieszniejszy był chłopak, który zaczepił nas w pobliżu naszego domu. Próbował nas zagadać po angielski, ale mu nie szło. Pewnie dlatego, że nie znał angielskiego i był już nieźle wstawiony. Aga się nad nim zlitowała i zaczęła mówić po hiszpańsku. Chłopaczek tego nie zauważył i wciąż próbował rozmawiać po angielsku, a nawet wtrącał francuskie i niemieckie słówka. Agnieszka nic z tego nie rozumiała, więc machnęła ręką i dalej szłyśmy w stronę naszego domu. Za jakieś kilkanaście sekund, chłopaczek nas dogania i do Agnieszki: „Ty mówisz po hiszpańsku!”. Zaczęłyśmy się śmiać, a Agnieszka pogratulowała mu refleksu ;))
„rozmowa” 😉
Castillo del Morro niesamowite. Od pierwszego kadru do ostatniego robi wrażenie! Takich rzeczy to na Dolnym Śląsku nie ma. Natomiast El Cobre nie przypada mi do gustu widzę, no może poza Placem Rewolucji, który jakiś tam przekaz dla mnie ma 😛
Widoki widokami, ale taksówka to dopiero klasa!
Właśnie czytam książkę "Tańczące niedźwiedzie" Witka Szabłowskiego i jestem przy rozdziale o przemianach ustrojowych Kuby. Kurcze, mam nadzieję, że wszystko tam się uda i z jednego niewolnictwa (komunistycznego) państwo nie przejdzie w niewolnictwo turystyczne.
chyba wszędzie na świecie budują podobne nadmorskie twierdze, bo i w Europie, i w RPA i na Bliskim Wschodzie na takie trafiałam 😉
Kuba jest moim marzeniem, ale jak narazie chyba nie do spełnienia 🙂 Może w przyszłości.
Wyobraźnia mi podpowiada, co się kiedyś musiało dziać w zamku, naczytam się książek marynistycznych za młodu:).
Tak, zamek jest rewelacyjny, w dodatku miałyśmy świetną pogodę na robienie zdjęć.
El Cobre nie jest takie złe, ma fajne widoki. A Plac Rewolucji, jak Plac Rewolucji 🙂
Tak, taksówki na Kubie są klasą samą w sobie 🙂
Niestety, niewolnictwo turystyczne już jest.
zgadzam się, ale każda jest piękna i warta zobaczenia
marzenia należy spełniać 🙂
wyobraźnia to wspaniała rzecz 🙂