//wyjazd odbył się w lipcu 2016 r.
//waluta Wietnamu – dong wietnamski. Oznaczenia VND.
Zapraszam na mojego fb: https://www.facebook.com/olazplecakiem/
Instagram: @olazplecakiem
//Autorem tekstu jest Agnieszka. Aga – dzięki 🙂
Początek
Następnego dnia wstajemy wcześnie, bo o 8.30 ma się zacząć wycieczka, a chcemy jeszcze zjeść śniadanie, no i musimy znaleźć biuro The Sinh Tourist. Wycieczkę kupiłyśmy w Mui Ne za 199 000 VND (ok. 9$) od osoby. Na szczęście okazuje się, że agencja jest po drugiej stronie ulicy, 2 min drogi od naszego hotelu, więc spokojnie możemy zjeść śniadanie.
Pod biurem, o umówionej godzinie 8.30, gromadziły się tłumy. Czekamy tylko chwilę, bo szybko pakują nas do autokaru. Po dotarciu do My Tho – punktu startu wycieczki, okazało się, że łącznie są 3 pełne autokary turystów, co wzbudza nasze przerażenie, ale na szczęście wszystko jest naprawdę dobrze zorganizowane, więc te tłumy prawie nam nie przeszkadzają. Po dotarciu na miejsce przesiadamy się na duże łodzie (jest ich dwie) rozpoczynając rejs po Mekongu.
Delta Mekongu to wyjątkowy region, w którym od wieków toczy się życie na wodzie. Rzeka nie bez powodu jest nazywana Matką Wszystkich Rzek, gdyż żywi mieszkańców wybrzeża, jest ich miejscem pracy i domem. Ma ogromne znaczenie dla rolnictwa i coraz większe w turystyce. Żyzna gleba i bujna wegetacja delty Mekongu sprawiają, że żyje w tych stronach wiele gatunków roślin. Znaczna część delty jest pokryta przez bagienne zarośla mangrowe i lasy tropikalne, obficie owocują banany, papaje i mango. Uprawia się tutaj głównie ryż, który zbiera się trzy razy do roku, owoce (ananasy, pitaja, mangostan, liczi, rambutan, durian i jackfruit), kokosy, kukurydzę, a także tytoń, trzcinę cukrową oraz hoduje się ryby rzeczne.
Domy w delcie Mekongu
Płynąc rzeką obserwujemy przybrzeżne domy z blachy albo rozpadającego się drzewa. Pod tymi domami hoduje się właśnie lokalne ryby. W delcie Mekongu żyje tysiące ludzi nie tylko nad rzeką, ale także na rzece. Można zauważyć domy na palach wznoszone przy brzegu rzeki, ale także całe wsie, które unoszą się na falach rzeki, bez kontaktu z lądem. Domy pływające żeglują swobodnie na pontonach lub pustych beczkach.
Można zauważyć to, że rzeka jest żywicielką, a jednocześnie nie jest szanowana. Pływa w niej mnóstwo śmieci i odpadów, a przeraża brązowym kolorem. Niestety Azjaci nie mają jeszcze kultury wyrzucania śmieci do śmietnika, tylko robią to gdzie popadnie. Brakuje im świadomości, że tym sposobem sami siebie trują.
Wytwórnia papieru ryżowego
Po przycumowaniu do brzegu, idziemy spacerkiem przez ogród z lokalnymi owocami i docieramy do wytwórni papieru ryżowego.
Ryż jest w Wietnamie podstawą wyżywienia, a także najważniejszym produktem rolnym kraju. W produkcje ryżu jest zaangażowane 80% ludności. Większość upraw skupia się właśnie w delcie Mekongu, której żyzna gleba sprawia, że Wietnam jest trzecim na świecie eksporterem ryżu.
W wytwórni papieru ryżowego nasz przewodnik objaśnia nam proces powstawania mąki ryżowej. Ryż po namoczeniu w wodzie staje się delikatny i można go przetrzeć przy użyciu tradycyjnego kamiennego moździerza używanego tylko i wyłącznie na wioskach. Potem do mąki ryżowej dodaje się cukier i mleczko kokosowe. Z tak otrzymanego ciasta paruje woda i powstaje papier ryżowy (coś w rodzaju naleśnika), a potem przez godzinę suszy się je bambusowych matach na słońcu. Oczywiście mogłyśmy spróbować jak smakują, a dla chętnych jest możliwość zakupu takiego smakołyku. My jesteśmy chętne do schrupania tego smakołyka. Pychotka 🙂
Poczęstunek i bambusowe gaje
Po deserze nadszedł czas na obiad. Kiedy dopływamy do restauracji, wszystko już czeka podane na stole. Wygląda to imponująco, ale jednocześnie mało apetycznie. Serwują nam rybę Tai Tuong, makaron ryżowy, warzywa, ryż i zupę. Panie, ubrane w lokalne stroje zawijają dla każdego rybę, makaron i warzywa w formę sajgonek.
Po obiedzie płyniemy dalej wśród bambusowych gajów aż do miejsca gdzie można obserwować m.in. wyrób bambusowych pałeczek, a w sklepie można kupić różne naturalne przedmioty wyrabiane z bambusa i kokosu, takie jak masażer do stóp i ciała, olej kokosowy, kosmetyki na bazie kokosu, pałeczki oraz czapeczki ;).
Farma pszczół, koncert i degustacja lokalnych owoców
Kolejnym punktem wycieczki jest farma pszczół. Tam poznajemy proces wytwarzania miodu. Przewodnik pokazuje nam kilka uli i opowiada, że miód jest od lokalnych pszczół, które zapylają m.in. mango (mangowy miód – mniam :)). Dla chętnych jest możliwość potrzymania plastra miodu pełnego pszczół. Oczywiście nie ma się czego bać, bo pszczoły są tak odymione, że ani nie pomyślą, żeby atakować. Potem siadamy do stołów, aby spróbować herbatki z miodem. Jest bardzo pyszna. Można oczywiście kupić sobie taki miód, co polecamy, bo potem ciężko taki znaleźć. My korzystamy z okazji.
Następnie lokalną dorożką jedziemy na występ zespołu, który wykonuje tradycyjną wietnamską muzykę. Muzyka ta została wpisana na listę UNESCO w 2013. Przy dźwiękach muzyki degustujemy lokalne owoce.
Na naszą łódź wracamy wąskim kanałem, na małych łódkach, na których, przeważnie, wiosłują wietnamskie kobiety.
Wytwórnia kokosowych cukierków
Ostatnim punktem jest wizyta w lokalnej wytwórni cukierków z kokosa, czyli coconut candy. Każdy może spróbować kawałka tych pysznych słodkości, a potem można je kupić w różnych wersjach smakowych. Jednak najlepsza jest wersja podstawowa i nieowijania w papier ryżowy. I na tym kończy się wycieczka. Około 18 jesteśmy z powrotem w Sajgonie.
Podsumowanie
Wycieczka była bardzo udana. Było dużo atrakcji, przewodnik był bardzo dobrze przygotowany. Tak bardzo, że nawet jak już myślałam, że niczym nie jest w stanie nas zaskoczyć, to zawsze jakiegoś asa z rękawa wyciągał. Wszystko przebiegało bardzo sprawnie, organizacja była na najwyższym poziomie. Można powiedzieć, że turysta czuje się dopieszczony 🙂 Widać, że wycieczki z tym biurem cieszą się powodzeniem szczególnie wśród miejscowych i Azjatów. Nawet spotkałyśmy jednego mieszkańca Sajgonu, który po raz dwudziesty któryś był na tej wycieczce. Stwierdził, że lubi na nią jeździć, bo podoba mu się dobra organizacja, fajny przewodnik i smaczne jedzenie. Z tym jedzeniem to lekka przesada 😉 Warto kupić lokalne wyroby podczas wycieczki, typu papier ryżowy, cukierki kokosowe czy miód, bo w mieście takich nie znajdziecie. A szukałyśmy na targach, niestety bez powodzenia. I później żałowałyśmy, że nie obkupiłyśmy się w czasie rejsu. Jedynym minusem wycieczki był tłum turystów i trzeba było pilnować przewodnika, żeby słyszeć co opowiada. A opowiadał bardzo ciekawie, więc warto trzymać się blisko. Miał oczywiście mikrofon, ale już idąc w środku tłumu ciężko było usłyszeć co mówi. Czy polecam ten rejs? Na 100%
Jeśli masz więcej pytań zapraszam do kontaktu:
email: taskin@olazplecakiem.pl
fb: https://www.facebook.com/olazplecakiem/
instagram: @olazplecakiem
fajna taka atrakcja! chociaż kolor wody w Mekongu faktycznie nie zachęca np. do kąpieli 😉
Zwiedzanie z perspektywy wody zawsze pozwala nieco inaczej spojrzeć na okolicę, dostrzec to,czego z lądu nie widać. Świetna sprawa!
Na jednym ze zdjęć jest drzewo chlebowe… ustawione tam tylko chyba jako ciekawostka dla białasów, czy faktycznie tam rosło…?
Przez takie blogowo-fotograficzne wyprawy wraca mi uśpiona tęsknota do Azji! 🙂 Wspaniała wycieczka!
Te potrawy azjatyckie robią mi smaka na taki wyjazd 😉
Super sprawa. O Mekongu słyszałem że jest Matką wszystkich rzek, ale jest bardzo zanieczyszczona. NA zdjęciach tego nie widać, ale przy ujściu rzeki jest niby mega brudna. Jednak jakbym tam był, to z pewnością skorzystałbym z rejsu. 9$ to dobra cena 🙂
Super przygoda, zazdroszczę po cichutku. Szkoda, że tak bardzo się nie dba o środowisko w azjatyckich czy afrykańskich krajach, serce mi się kraje na widok porozrzucanych plastikowych opakowań. Może się to kiedyś zmieni
Super wskazówki dla wybierających się w te rejony. Zajrzałem też do innych postów. Podoba się mi inicjatywa z pocztówkami .. :-). Ale póki co czekam na posta z Sajgonu.
Hej,
mam pytanie – czy miejsca które odwiedziłaś są autentyczne czy raczej powstały jako atrakcja dla turystów? Widzę, że poszczególne punkty wycieczki wyglądają bardzo ciekawie lecz czy to tylko przedstawienie dla turystów?
Z pewnością to była niezapomniana przygoda 🙂 Mnie od razu jednak przeraziły te trzy autokary pełne turystów i pszczoły! Woda dziwnego koloru to już drugorzędna sprawa.