DZIEŃ 12 – Chiang Rai, Chiang Khong

Rano pobudka, bo miałyśmy wyruszyć skuterem do parku narodowego. Niestety po tym jak pan dostarczający skutery zobaczył moją próbę, to poradził nam, żebyśmy dały sobie spokój. Aga przychyliła się do wniosku pana, bo jakoś sobie ubzdurała, że prześladuje mnie pech i ona nie chce przy okazji oberwać. Cóż za brak wiary w moje umiejętności.
Po tym jak sypnęły nam się plany, postanowiłyśmy wyruszyć na granice z Laosem do Chiang Khong. Szybko poszłyśmy do agencji turystycznej, aby kupić bilet na bus. Potem wróciłysmy do domu i szybko się spakowałyśmy. To była najszybsza godzina w naszym wykonaniu.
Kierowca busa zabrał nas spod domu. Za przejazd w agencji zapłaciłyśmy 500BHT, a okazało się, że u  kierowcy  ta przyjemność kosztuje 250 BHT. Trudno się mówi.
 Cały przejazd trwał 5h i był szalony. Kierowca jechał szybko… bardzo szybko. Nawet nie dało się pospać, bo ciągle zarzucało go na zakrętach i podskakiwał na wybojach. Szaleni Taje 😉
Po drodze zatrzymaliśmy się w okolicach Chiang Rai, żeby zobaczyć jeden ze współczesnych watów – Wat Rong Khun. Cały biały, ozdobiony lusterkami. Robił wrażenie. W środku ciekawostka. Pomijając fakt, że jak zwykle, przed ołtarzem był truposz, to na ścianach były komiksowe malowidła. Jakieś strzelaniny, kosmici itp.
Wat Ron Khun

 

te dłonie robiły wrazenie
a obok był złoty
a tak wyglądają ludzie pracujący na dworze. Przypominam, że tu temperatury są bardzo wysokie
 
A teraz siedzimy w naszym bungalowie z przepięknym widokiem na Mekong. Znowu jesteśmy w raju 🙂
W dodatku właścicielka pensjonatu wspaniale gotuje.
nasz guesthouse
i pyszne jedzenie
restauracja z przepięknym widokiem na Mekgong
i sama rzeka
Jutro przekraczamy granice i zaczynamy przygodę z Laosem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *