LABUAN BAJO

 Noclegi w Labuan Bajo
Po Rince czekał nas już tylko rejs w stronę Labuan Bajo czyli małego portowego miasta, z którego najczęściej wypływa się na Komodo. My, jak już wiadomo, wypłynęłyśmy z portu w Bengsal i stamtąd płynęłyśmy w stronę Komodo. Czyli dla nas Labuan Bajo był to punkt kończący rejs na Komodo. 
Gdy nasza łódka zbliżała się do portu zaczęło lać. Z jednej strony dobrze, że dopiero teraz (przez cały rejs pogoda była wymarzona), z drugiej strony dlaczego teraz, gdy miałyśmy szukać noclegu?
Wiedziałyśmy, że „należy” nam się jeszcze jeden nocleg na łódce, ale marzyłyśmy już o wygodnym łóżku (bez bujania) i prysznicu. Początkowo postanowiłyśmy przeczekać deszcz, ale zaczęło się ściemniać, więc chcąc, nie chcąc, mimo deszczu  ruszyłyśmy na poszukiwanie jakiegoś taniego noclegu. Miało to też swoje plusy, bo większość osób nie chcąc przemoknąć została na łajbie. 
Poszukiwania poszły nam kiepsko, dlatego, że zaraz na początku poszłyśmy w złą stronę (skręciłyśmy w lewo, a nie w prawo), a jak w końcu trafiłyśmy do części noclegowej miasta, to większość miejsc była już zarezerwowana, albo strasznie droga. A dlaczego? Bo w międzyczasie przestało padać i wszystkie te tłumy, które właśnie wróciły z rejsów na Komodo, poszły we właściwą stronę 😉
Po długich poszukiwaniach zdecydowałyśmy się na nocleg w Mutiara. Cena 100 000 rp (ze śniadaniem) czyli bardzo tanio, ale warunki naprawdę kiepskie. O ciepłej wodzie mogłyśmy tylko pomarzyć, a pościel nie była zmieniana od 100 lat.

jedna z ulic

wejście do naszego hotelu
Po zakwaterowaniu wróciłyśmy na łódkę po nasze duże plecaki, potem z powrotem do Mutiary, prysznic (co za ulga po 4 dniach bez mycia :)) i wyjście na miasto. Postanowiłyśmy zjeść jakieś dobre owoce morza. No bo gdzie, jak nie w mieście portowym. Oczywiście w Indonezji nic nie jest oczywiste. Bo być może Labuan Bajo jest miastem portowym, ale jest też miastem turystycznym czyli w restauracjach dominuje kuchnia włoska. 
ulica w Labuan Bajo
Pierwszy głód zaspokoiłyśmy pieczonym bananem kupionym na ulicznym straganie. Pychotka. Potem decydujemy się na warung, gdzie zamówiłyśmy kalmary. Dostałyśmy jakieś przypalone macki. Nie zjadłyśmy nawet połowy i zniechęcone wyszłyśmy. Zdesperowane decydujemy się na głośną i zatłoczoną restaurację Lounge. I ponownie zamówiłyśmy kalmary. Tym razem okazały się dużo lepsze. Nie zabawiamy tam za długo i wracamy do hotelu. Po krótkiej walce z robaczkami łażącymi po pościeli idziemy spać.
tłoczno i głośno czyli restauracja Lounge
Komod Smaile czyli jeden z zamówionych drinków
i „nasz” ostatni brzydki facet. Kiedyś wyjaśnię o co chodzi, dajcie mi czas 😉

0 thoughts on “LABUAN BAJO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *