Wciąż Berlin. Agnieszka dotarła o 7, wpuściłam ja brama od ulicy, żeby nie musiała przechodzić przez recepcję, bo a nóż ktoś by się przyczepił. Szybki prysznic, śniadanie w bistro obok hotelu (dobre) i krótkie zwiedzanie miasta. Nasze zwiedzanie ograniczyło się do Bramy Brandenburskiej (która mi zawsze kojarzy się z filmem Czterej pancerni i pies) oraz do obejrzenia z zewnątrz Bundestagu. I jeszcze krotki odpoczynek na trawie w miejscu pamięci o holokauście i z powrotem do hostelu.
Zabrałyśmy plecaki z recepcji i kolejka, a następnie autobusem (txl, cena 2,60 euro) udałyśmy się na lotnisko Tengel.
Stamtąd poleciałyśmy do Amsterdamu, gdzie na samolot musiałyśmy poczekać 14 godzin. I znowu, postanowiliśmy zwiedzić Amsterdam. Pociągiem udałyśmy się do centrum, gdzie połaziłyśmy sobie przez jakieś 2 godziny, zjadłyśmy ich słynne frytki z majonezem i wróciłyśmy ok. północy na wyludnione lotnisko.
Przedostałyśmy się z powrotem na strefę wolnocłową ( trochę nam to zajęło czasu, bo tylko jedno stanowisko na całym lotnisku było otwarte), następnie znalazłyśmy leżanki w strefie zielonej na lotnisku. Strefa zielona to taki pseudo park ze sztucznymi drzewami, sztuczna trawa, świergotem ptaków puszczanym z taśmy i prawdziwymi myszami biegającymi miedzy leżankami. I tak spędziłyśmy resztę nocy. Na niewygodnych leżankach, próbując chociaż trochę się przespać.
Przejdź do DZIEŃ 2