Przejdź do DZIEŃ 5
Pobudka, potem pakowanie, bo to ostatni dzień w Hawanie, i śniadanie. Takie same jak poprzedniego dnia. Pyszne, ale ileż można?
No i ruszyliśmy na miasto, a dokładnie do dzielnicy Vedado na stację Viazul. Najpierw musieliśmy załatwić bilety na dalsza drogę. My wybieramy się do Vinales, a Paweł i Adrian początkowo planowali Santiago de Cuba, ale ostatecznie zmienili na Camaguey. Agnieszce udało się załatwić taksówkę dzielona za 60 CUC czyli po 15 CUC na łebka, a chłopaki zapisali się na listę pasażerów na Viazul.
Po zapewnieniu sobie transportu na dalsza podroż udaliśmy się na poszukiwanie autobusu turystycznego. W Vedado, nazwy ulic to numery, ale i tak zajęło nam to trochę czasu. A ze słońce paliło niemiłosiernie, tak, że po jakimś czasie postanowiliśmy w budce dla tubylców coś zjeść i napić się czegoś zimnego. Bo i tanio i smacznie.
Po krótkiej przerwie ponownie ruszyliśmy na poszukiwanie turystycznego busa i udało się. Zapłaciliśmy po 5 CUC i mogliśmy nim jeździć cały dzień, w każdej chwili wsiadać i wysiadać. Trochę to takie japońskie oglądanie miasta czyli po lewej macie to, a po prawej tamto. I w ten sposób zobaczyliśmy Plac Rewolucji (Plaza de la Revolucion). Pośrodku placu stoi pomnik Jose Martiego czyli kubańskiego bohatera walk o niepodległość, a na fasadach dwóch budynków są konstrukcje z brązu przedstawiające kontur portretu Che Guevary i Camilo Cienfuegosa. Początkowo planowaliśmy tam wysiąść, ale uznaliśmy, ze widok z autobusu wystarczy. No, bo wiecie słońce, gorąco i lenistwo nas ogarnęło 😉
bawimy się w japońskich turystów 🙂
widziane z autobusu
samochód można naprawiać na środku ulicy
cmentarz
Camilo Cienfuegos
Che Guevara
Plac Rewolucji z pomnikiem Jose Martiego
jedna z ulic Hawany
I tak dojechaliśmy do targu znajdującego się w pobliżu Iglesia St Francisco de Paula. Sam targ jest dobry na zakup drobnych pamiątek z Kuby czyli instrumentów, obrazów, toreb, ubrań, tablic rejestracyjnych itp. A razem z Aga odkryłyśmy stanowisko pani, która sprzedaje urocze torebki zrobione m.in. z tych dzyndzelków, którymi otwiera się puszkę. Agnieszce przypomniała się Tajlandia i zabrała się ostro do targowania. I tak torebkę kosztującą 15 CUC nabyła za 10 CUC do tego sprzedawczyni dorzuciła jej bransoletkę i kolczyki. No po prostu uczeń (Aga) przerósł mistrza (ja).
bus turystyczny
obrazy na targu
Po targu z braku pomysłów postanowiliśmy podjechać do Muzeum Rewolucji. Podjechaliśmy pod Capitolio, kawałek podeszliśmy z tzw. buta, zobaczyliśmy ceny 8 CUC i postanowiliśmy tam nie iść.
Adrian i Paweł zaproponowali muzeum cygar i jeszcze raz muzeum rumu. Łaskawie zgodziłyśmy się. Muzeum cygar czyli Real Fabrica de Tabacos Partagas okazało się czynne do 13, a była już 14. I w dodatku zostało przeniesione w inne miejsce. Ale nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. W poszukiwaniu klimatyzacji zaszliśmy do baru, gdzie chłopcy kupili sobie po cygarze i drinki, a Aga i ja postanowiliśmy po towarzyszyć im w nic nie robieniu.
spacerując ulicami Hawany
zabawy dzieci przed szkołą
Po obiedzie planowaliśmy ponownie wybrać się do muzeum rumu czyli Havana Club.
Po wyjściu z knajpki zobaczyliśmy rykszarzy i tak wspólnie zadecydowaliśmy skorzystać z ich usług. Tym razem za targowanie zabrał się Adrian i ustalił po krótkich negocjacjach, cenę za 2 CUC za dwie riksze. Ale tak nam się spodobało, ze po drodze razem z Aga postanowiłyśmy naszemu rikszarzowi dać 3 CUC. Chłopcy dali dwa, wiec nasi rikszarze w sumie dostali 5.
Po co pojechaliśmy ponownie do Havana Club? Panowie po to, żeby zwiedzić muzeum, a ja z Aga, żeby ponownie posłuchać muzyki na żywo. I tak oni wrócili rozczarowani, a my wysłuchałyśmy jedna piosenkę, bo potem zespół miał przerwę.
ponownie Havana Club
daiquiri
Zatem wypiliśmy po jednym drinku i wróciliśmy do Sarity. Trzeba było się przeprowadzić do innej casy, bo u Sarity miałyśmy zarezerwowane tylko dwa noclegi, a Sarita miała umówionych już kolejnych turystów. Na szczęście załatwiła nam case bardzo blisko siebie. W dodatku nasza nowa casa okazała się dużo lepsza. Nawet chłopakom oczy się zaświeciły 😉
nasza casa
Po przeprowadzce poszliśmy na Paseo del Prado, aby poobserwować Kubańczyków. Po drodze zjedliśmy przepyszne lody za 3 CUP za gałkę. Na Paseo del Prado spędziliśmy ok. 2 godzin. Było miło i przyjemnie. A Adrian nawet pojeździł na deskorolce i zaprzyjaźnił się z miejscowymi skejtami. A przy okazji po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z dzieckiem nadciągającym turystów na podarki. Sytuacja wyglądała tak. Siedzimy w czwórkę na ławce, torby mieliśmy na ziemi, deskorolka Adriana obok naszych plecaków. Podchodzi 4 dzieciaków i jeden z nich podziwia deskorolce. I od razu gadka: fajna deskorolka i czy Adrian mu jej nie podaruje. Dzieciak był lekko zdziwiony odmowa. No to poprosił o parę monet. Tez sie nie zgodziliśmy. No to kolejna prośba o cukierki. Na nasza odpowiedz, ze nie mamy, poprosił o wodę, bo zauważył, że mam w bocznej kieszeni plecaka. Dałam mu ją. Dzieciaki odeszły parę kroków, naradziły się i jeden z nich znowu podszedł i zapytał o cukierki. I tak kilka razy. Takie przykre doświadczenie.
Paseo del Prado
to też Prado. W oddali widać Kapitol
Adrian integruje się z Kubańczykami
niewiniątko 😉 Popatrzcie na jej palce
i kolejny „błyskawiczny” remont
graffiti na murach wzdłuż Paseo del Prado
Wróciliśmy do casy ta sama drogą, po drodze znowu kopiliśmy lody. Pożegnałyśmy się z chłopakami, bo oni wyjeżdżali do Camaguey, a my nazajutrz do Vinales; przez chwile posiedziałyśmy na tarasie i poszłyśmy spać.
Przejdź do DZIEŃ 5
Przejdź do DZIEŃ 5
Gdy oglądam zdjęcia z Kuby zawsze intrygują mnie tamtejsze auta. Człowiek trochę się czuje, jakby patrzył na kraj, który utknął pod tym względem w innej epoce 😉
Da się tam zrobić brzydkie zdjęcia? :p Cygaro i rum na Kubie trzeba będzie kiedyś zaliczyć.
Haha naprawianie samochodu na środku ulicy – bezcenne 😀
Widać, że chłopaki byli na to wydarzenie nieźle przygotowani 😉
Pozdrawiam, Zbigniew
Stare samochody, cygara i rum.. Mmm! Chyba czas pakować walizki!
i rzeczywiście tak jest. Chodzi się ulicami i ma się wrażenie, że człowiek przeniósł się w czasie
da się, da się 🙂
takich napraw widzieliśmy kilka 🙂
o tak, to są dobre powody, żeby odwiedzić Kubę 🙂