DZIEŃ 3 – Od Bangkoku do Kanchanaburi

Rano jak zwykle wczesna pobudka i jak zwykle Agę trzeba było z łóżka ściągać siłą. Na śniadanie, tym razem Aga proponowała musli bez mleka, ale się zbuntowałam. Wolałam zjeść coś  na straganach. I tak zrobiłam, gdy tylko autobusem dotarłyśmy w pobliże przystanku Sky Train. Warto wiedzieć, że w Bangkoku łatwo można znaleźć stragany z jedzeniem. Należy je szukać w miejscach, gdzie przewija się dużo ludzi czyli np. przy przystankach.
Po śniadaniu statkiem popłynęłyśmy do Memorial Bridge w pobliżu, którego znajduje się targ kwiatów. Jeśli kiedyś będziecie w Bangkoku musicie tam iść. Te kolory, zapachy zapierają dech w piersiach. Naprawdę warto, bo nawet jeśli nie jesteście fanami kwiatów, to na tym targu możecie  pooglądać, bądź kupić różniaste warzywa i owoce. A dodatkowym bonusem jest możliwość poobserwowania Tajów w pracy 🙂
kobieta robiąca ozdoby na ołtarze
storczyki
wiadomo – banany
lotosy
storczyki i ich cena – 9 zł
targowisko
słodki kociak
jakieś warzywo
przebieranie papryczek
nudę trzeba jakoś zabić
liczi
sprzedawca jajek
owoce… morza
 Z targu pojechałyśmy do Duist. Oczywiście tuk-tukiem,  bo to nasz ulubiony środek transportu. Sam Duist nas nie zachwycił. Chociaż na wielu blogach czytałam, ze Duist to coś pięknego, że trzeba zobaczyć, to osobiście uważam, ze d… nie urywa. Jedynie co mi się tam podobało, to  budynek parlamentu, który nie był parlamentem tylko jak to Aga przed chwila określiła, jakiś pałac jakiegoś króla. W czasie zwiedzania dosyc uciążliwe jestW dodatku przed każdym budynkiem, żeby wejść trzeba było zdjąć buty i oddać plecaki i aparat do depozytu. Zawracanie głowy.
budynek Sali Tronowej
jakiś pałac jakiegoś króla 😉

Po Dusit  ruszylysmy do hinduskiej dzielnicy zeby cos zjesc i jak zwykle na przyulicznym straganie znalazlysmy pychotki 🙂 A potem czas do domu i przygotowania do wyjazdu do Kanczanaburi.

nasza „restauracja” w hinduskiej dzielnicy
najedzona Aga – zadowolona Aga 😉
widoki w czasie podrozy speed boatem
na ulicach Bangkoku – korki i mnostwo skuterow

W domu szybkie pakowanie, list pozegnalny do Remiego, pozostawienie pozegnalnego prezentu- typowo polskiego czyli zubrowke i krowki. Potem poszukiwania taksowki. Rada na przyszlosc. Dobrze miec adres napisany po tajsku,  bo kierowcy nie mowia po angielsku, a nawet jesli jestescie w stanie wymowic ten adres, to moze okazac sie, ze nie ten akcent i tez bedzie problem.

Na szczescie my trafilysmy na kierowce mowiacego po angielsku (ale zajelo nam to kilkanascie minut). Przejazd na stacje zajal nam 1,5 godz (a standardowo zajmuje 45 min),bo trafilysmy na korki. I z tym trzeba zawsze liczyc sie w Bangkoku, a potem kupno biletu i przejazd autobusem do Kanczanaburi.

W Kanczanaburi bylysmy gdzies o 21.  Na dworcu okazalo sie, ze jedyne taksowki, to motor taxi czyli panowie na skuterkach. Przypominam, ze  my bylysmy z dwoma  plecakami – duzym i malym. Teraz wyobrazcie sobie nasze miny jak uslyszalysmy, ze tylko takie taksowki tu jezdza. Ale coz, mialysmy wybor, albo to albo z buta. Wybralysmy skuter.
Podroz wygladala tak: duzy plecak wyladowal miedzy nogami kierowcy, my z malym plecakiem na plecach (kazda miala swoj skuter) za kierowca i ruszylysmy. Musze przyznac, ze byla to fajna przejazdzka, ale kazdy policjant w Polsce zlapalby sie za glowe. Ale przezylysmy 🙂
Niestety, bo jak zobaczylysmy swoj pokoj, to  pierwsze o czym pomyslalysmy to uciekac z krzykiem. Omijajcie Jolly Frog z daleka, chyba, ze lubicie brac prysznic z wielonogimi robakami i z grzybami na scianie.

 Nasz robaczania, a dokladnie nasza wspaniala lazienka w Kanchaburi. JollFrog nie polecamy. To nie byl Top Choise, jak napisano w LP

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *