Musicie o czymś wiedzieć, zanim napisze ten post. W Laosie (zresztą w Tajlandii też) o tej porze roku jest upalnie. Strasznie upalnie. I duszno. Strasznie duszno. I czasami nie ma się ochoty na nic.
I tak było w moim przypadku tego 18 dnia. W planie miałyśmy wyjazd na wodospady. Postanowiłyśmy tam pojechać rowerami. 30 km. Wystartowałyśmy ok. 10 rano. Wypożyczyłyśmy rowery górskie, bo potrzebne były przerzutki, gdyż w drodze na wodospady są spore podjazdy. Po drodze zaliczyłyśmy stacje autobusowa i kupiłyśmy bilety do Vientiane. Bilet na autobus sypialniany 160000 kip.
Potem ruszyłyśmy. Poddałam się po jakiś 15 min jazdy. Nie dałam rady, a na sama myśl, ze czekają mnie podjazdy w tym niemiłosiernym upale robiło mi się słabo. Zdechlak jestem i tyle.
Jedynym moi usprawiedliwieniem jest to, ze jestem w trakcie brania antybiotyku.
Wróciłam do hotelu i ucięłam sobie drzemkę.
Potem obiad, mały spacer po mieście i znowu hotel.
A Aga była na wodospadach. Przepięknych wodospadach, co można zobaczyć na zdjęciach.