DZIEŃ 20 – CO ZOBACZYC W VIENTIANE

Do Vientiane z Luang Prabang wyruszyłyśmy o 20.30 autobusem sypialnianym. Koszt takiej przyjemności, razem z jedzeniem, wynosi 150 000 kip. Do Vientiane przybyłyśmy gdzieś o 6 rano.

Początkowo miałyśmy zamieszkać w Mixey Guesthouse, ale ani cena, ani standard nam nie pasował. A ostatecznie do Mixey zniechęcił nas fakt, że można było się tam zameldować dopiero po 11. Zatem Aga ruszyła na poszukiwanie czegoś fajnego i niedrogiego. Znalazła Hotel Mixey Paradise przy samym Wacie Miksey. Cena noclegu 105000kip bez śniadania lub 120000kip ze śniadaniem. Wybrałyśmy pierwsza opcje. Po zakwaterowaniu i szybkim prysznicu postanowiłyśmy się przespać. Oficjalnie parę minut, ale zrobiło się z tego 2 godz.

nasz pokój, w którym mieści się łóżko i… tylko łóżko
Na miasto ruszyłyśmy po 11. Trochę czasu straciłyśmy na poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłybyśmy zjeść śniadanie. Czy ja już pisałam, że ceny w Laosie czasami powalają z nóg? No właśnie tak jest ze śniadaniami w Vientiane. Ceny zaczynały się od jakiś 30000 kip za bułkę i shake owocowy czyli jakieś 12 zł, co w Azji jest to cena kosmiczna. Laos pod tym względem jest dużo droższy od Tajlandii. No i tubylcy podają inne ceny dla swoich i inne dla turystów.

oto przykład dyskryminacji
Po śniadaniu udałyśmy się do Wat Sisaket. Najstarszy Wat w Laosie opisywany jako “musisz zobaczyć, nawet jeśli widziałeś już tysiące Watów”. Hmmm… Wat jak Wat. Fakt tych Buddów jest tam tysiące. I to z rożnych materiałów. Drewna, metalu, ceramiki itd. Mali, duzi, leżący, klęczący i… Niestety mimo tych tysięcy nie znalazłyśmy Buddy drapiącego się po d…. Może nam się schował?

tysiące Buddów
i jeszcze jeden, niebieski i płci żeńskiej 😉
widok z zewnątrz
obok Watu był cmentarz – oto jeden z nagrobków
 cmentarz
spacerując w okolicach Watu
zabawa w pozowanie
Obok Wat Sisaket jest Ho Pra Keo czyli Świątynia, muzeum i ogród w jednym. Z zewnątrz przecudnie, w środku jak zwykle Buddy. Mnóstwo Budd 😉 Ale miejsce warte zobaczenia.

Ho Pra Keo – przepiękny z zewnątrz
te detale
no i jak przed każdym Watem trzeba zdjąć buty
Następnie udałyśmy się do centrum COPE. Jest to muzeum poświęcone wojnie w Laosie. Tej wojnie, która rozgrywała się na terenie Wietnamu w latach 60-70 i tez zahaczyła o Laos. Pokazane tam są rożnego rodzaju bomby (a spadło ich na Laos mnóstwo), poruszony jest problem niewybuchów, bo nikt tym się nie zajmuje, przez co ludzie tracą w najlepszym wypadku części ciała, a niestety bardzo często zdarza się, że życie. I ostatnia cześć muzeum poświęcona jest tematyce protez. Można było przeprowadzić na sobie dwa ciekawe testy. Pierwszy to sprawdzenie, jak się czuje i jak się porusza człowiek z protezą nogi. Oczywiście jest to namiastka tego, co naprawdę taki człowiek czuje. Mi jedynie udało się wejść na schody, bo o zejściu nie było mowy.
Inny eksperyment, to taki, ze wkładało się ręce do pudelka. Ręce oddzielone były lustrem. Tak ze widziało się tak naprawdę tylko jedna rękę, ale miało się wrażenie, ze widzi się dwie (no bo lewa odbijała się w lustrze). Na początku poruszasz dwoma rekami i jest ok. A potem poruszasz prawa ręka, a lewa nie. I mózg zaczyna “krzyczeć” bo widzisz, ze ręka się nie rusza, a przecież ruszasz ręką. Okropne uczucie i mija dopiero po kilku minutach. Nawet teraz, gdy o tym pisze, przechodzą mi ciary po plecach.

bomby
czasami wystawa była przerażająca  – tu protezy
skrzynka, która powodowała, ze mózg krzyczał. Musze taka zrobić i przeprowadzić taki eksperyment na lekcji wychowawczej
w tle schody, na których można było wypróbować jak się chodzi w protezie
Na koniec wybrałyśmy się obejrzeć Patouxay Monument. Przypominał nam trochę Pola Elizejskie w Paryżu. Ale fajne miejsce. Szczególnie, że dużo Laotańczyków spędza tam wolny czas.

pozowanie zawsze w modzie
Zjadłyśmy tam jakiś obiad, tym razem nic nadzwyczajnego. No i zjadłyśmy kupionego wcześniej ananasa. Pychotka. No bo owoce tutaj są przepyszne 🙂

spacerując ulicami widzimy wspaniale rośliny
na stacji autobusowej handel kwitnie
pozostałości po francuzach – gra w kulki – na pieniądze
owoce… mmmmm. Takich dobrych w Polsce nie znajdziecie
Aga zamierza upolować ananasa
polowanie było udane
WTC w pobliżu COPE
I na tym dzień się skończył.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *